belchatowPewnej pięknej listopadowej nocy (o 2:00) uczniowie z klas II TI, II FI oraz III TI stawili się na tajnym spotkaniu na parkingu przed lodowiskiem. Wkrótce dołączyli do nich następni spiskowcy: Pani Kilanowicz, Pan Regiec oraz Pan Pawłowski. Ostatnim wtajemniczonym był właściciel autobusu Pan Szewczyk wraz z kolegą. Temperatura była niska, wiało (jak w Kieleckim) - dobrze, że jeszcze nie padał śnieg. Brakowało 3 uczniów - dwóch miało wsiąść w Chabówce, a jeden zdążył w ostatniej chwili, wzbudzając gromkie brawa reszty wycieczki.

O 2:30 wyruszyliśmy, otwierając zalakowaną kopertę z celami: kopalnia Bełchatów, elektrownia Bełchatów oraz muzeum starych komputerów w Katowicach.

Po dotarciu do Bełchatowa okazało się, że elektrownia i kopalnia Bełchatów zlokalizowane są jednak w Rogowcu ;-). Mając jednak nadwyżkę czasu, bez problemu dojechaliśmy pod budynek dyrekcji kopalni. Po krótkim filmie poglądowym, z którego dowiedzieliśmy się, skąd wziął się węgiel i na ile go jeszcze starczy, przeszliśmy wreszcie do ściśle tajnego miejsca kopalni - centrum sterowania. Po przejściu podwójnych drzwi z zabezpieczeniami, po osobistej kontroli stanęliśmy przed ogromną multimedialną planszą przedstawiającą całą kopalnię. Trzech pracowników pod dowództwem „kapitana” uruchamiało na naszych oczach maszyny i taśmociągi przenoszące miliony ton węgla oraz ziemi. Panowała tam atmosfera wyjątkowości i tajności. Na końcu po osobistej prośbie „kapitana” podziękowaliśmy za pokaz oklaskami. Następnie nasz przewodnik, który okazał się krajanem z Podhala, zaprowadził nas do zakładowej łaźni, gdzie otrzymaliśmy kaski. Wycieczkę po kopalni odbyliśmy „luksusowymi” samochodami MAN z ogromnymi ubłoconymi kołami. Dopiero gdy zaczęliśmy zjeżdżać do kopalni, zrozumieliśmy po co są nam potrzebne tak naprawdę kaski. Dzięki nim nie porozbijaliśmy głów o ściany luksusowej kabiny z pleksi. Wszyscy trzymaliśmy się czego popadło i już po 45 min. dojechaliśmy do największej i najstarszej maszyny wydobywczej. Długość 240 m, wysokość 96 m, masa 7,5 tysiąca ton, jedna łyżka zagarnia na raz 6,6 m3 ziemi, a maszyna ma ich w swojej głowicy 18 sztuk. Te liczby muszą robić wrażenie. Tutaj mogliśmy się poczęstować węglem brunatnym liczącym 40 mln lat! Ostatnim urządzeniem, które oglądnęliśmy była najnowszej generacji zwałowarka, popularnie nazywana „żygaczką”.

Następną atrakcją była elektrownia w Bełchatowie. To największy na świecie obiekt zasilany węglem brunatnym. Ma moc ok. 5500 MW, co stanowi odpowiednik 600 elektrowni wodnych w Czorsztynie i na każdym kroku czuć ogrom, rozmach tej inwestycji.

Wyruszyliśmy w drogę powrotną. Atmosferę w autobusie skomentował pan Regiec: „Uczniowie śpią, opiekunowie śpią, dobrze, że nie śpią przynajmniej kierowcy!” Po obiedzie pozostał do zaliczenia ostatni punkt naszej wycieczki - muzeum starych komputerów w Katowicach. Błądziliśmy po ulicy Sienkiewicza i nie znaleźliśmy go. To „muzeum” znalazło nas, zaczepiając nas na ulicy słowami: „Panowie chyba do nas.”

Muzeum jest bardzo nietypowe. Większość eksponatów, mimo swojego wieku, wciąż DZIAŁA, a obsługa, zamiast krzyczeć „Nie dotykać!”, wręcz zachęca do korzystania z okazów, by lepiej poznać w praktyce historię informatyki. Lekcja historii była bardzo ciekawa, gdyż przewodnicy okazali się być pasjonatami, pracującymi tam jako wolontariusze. Widzieliśmy cuda PRL-owskiej myśli technicznej, jak na przykład procesor składający się z misternie lutowanych tysięcy kabelków. Oglądnęliśmy rodzinę komputerów PC od pierwszego IBM PC do słynnego rodzimego Optimusa z 2000 roku. Szczególne powody do zachwytu mieli nasi panowie nauczyciele, którzy przypomnieli sobie swoje szczenięce lata spędzone przed komputerami Atari, Commodore czy Amiga. Wielogodzinne przesiadywania pana Regieca zaowocowały (oprócz wady wzroku) powstaniem znanego tylko w pewnych kręgach systemu operacyjnego ROS (Regiec Operating System). Szkoda, że prace nad nim zawieszono, gdyż dzisiaj oprócz IOS, Windowsa, Linuxa mielibyśmy także ROSa. Nasz nauczyciel został zaproszony przez panów z muzeum na warsztaty, na których ma zostać odtworzony „słynny” ROS.

O godzinie 19:00 obraliśmy kierunek Nowy Targ. Oglądając wybitne dzieło polskiej kinematografii, nawet nie zauważyliśmy, kiedy byliśmy już w domu. Wycieczka zakończyła się o 21:15 czasu lokalnego.

Podsumowując naszą wyprawę:

Termin: 08.11.2016

Obecnych: 40 osób + 3 opiekunów + 2 kierowców

Ilość przejechanych kilometrów: 600 km + dodatkowych 20 km (błądzenie w rejonie Bełchatowa)

Ilość zjedzonych kanapek: 135 szt.

Ilość zjedzonych Hot Wings: 150 szt.

M.Pawłowski, M.Regiec